infrastruktura mieszkanowa » polityka gospodarcza

W miastach skolonizowanych po II WŚ, upaństwowione budynki uległy slumsyfikacji

Wchodząc do budynku, odruchowo spojrzałem na sklepienie sufitu dawnej kamienicy. Spod łuszczącej się białej farby wystawały wyraźne i dobrej jakości resztki zdobiących ongiś te wnętrza fresków (dom przy ul. Kołłątaja 16, Wrocław).

Od dłuższego czasu mam okazję porównywać gospodarkę różnych regionów, sięgając do danych sprzed II wojny światowej. Mało kto o tym pisze, ale w wielu miastach wyraźny jest całkowity niemal upadek przemysłu produkcyjnego. Dla przykładu, w miastach skolonizowanych po II wojnie światowej przez władze polskie (tzw. „Ziemie Odzyskane”), przed II WŚ dość silnymi sektorami była budowa maszyn, wymyślnych urządzeń. Nawet w 30-tysięcznych miastach swoje siedziby miały koncerny o rozpoznawalnych w Europie markach i wąskich specjalizacjach.

Pracuję z przedwojennymi mediami, i zauważam że lokalne publikacje z miast 30-tysięcznych pełne były reklam produkowanych miejscowo produktów o często bardzo luksusowym charakterze, jak na przykład wykwintne i kosztowne trunki. Kwitły lokalne uzdrowiska- dla przykładu, wymuskanymi kurortami były podwrocławskie Oborniki Śląskie, podzielonogórskie Cigacice czy Trzebiechów. Dziś w Cigacicach po rzekomo 17 restauracjach pozostała jedna. Uwiecznionego na przedwojennych pocztówkach ryneczku już nie odnajdziemy. W sąsiednim Trzebiechowie w dawnym uzdrowisku mieści się dom starców.

Przez lata dziwiłem się, czemu lokalne atrakcje turystyczne opłacało się dokumentować i opisywać w czasach przedwojennych- gdy z powodu ograniczeń technicznych były to czarno-białe, mało wyraźne fotografie podpisane czcionką o gotyckim kroju. Zaś po II wojnie swiatowej o miejscowych atrakcjach przyrodniczych, w rodzaju np. przełomu rzeki Odry przy Białej Górze, nie pisał często nikt. Do niedawna jedynymi źródłami najciekawszych często atrakcji były owe pożółkłe gazety sprzed 70 lat.

Spacerując skolonizowanymi po II wojnie światowej miastami „Ziem Odzyskanych”, niejako z racji zawodowych pasji liczę odsetek prywatnej własności. Często ledwie co 6. kamienica ma prywatnego właściciela, jak w Ziel. Górze na ulicy Sikorskiego. Zwykle- odpadające tynki spadają wraz ze sztukaterią, a z dawnych ekskluzywnych śródmiejskich rezydencji lata procesów wietrzenia i rozkładu zrobiły śródmiejskie slumsy. Mieszkańcy zdarzają się nie mieć prawdziwych toalet, bo większe mieszkania porozdzielano na mniejsze klitki. Nieremontowane od 80 lat dachy po prostu przegniły i przeciekają. Znalazłem nawet jedną osobę dysponującą antyczną wanną wykutą z litego kamienia, nie wspominając iż jakaś część domów ma jeszcze piece kaflowe.

Co zrobiłby obeznany z współczesnymi teoriami ekonomista? Wyprzedałby „rodowe srebra”, w myśl argumentacji peruwiańskiego ekonomisty rozwoju, Hernando de Soto. Głosił on, że przyczyną biedy jest uśpiony kapitał, który nie może być przedmiotem obrotu, zastawu, zabezpieczeniem kredytu, więc nie tworzy żadnego bogactwa, leżąc odłogiem. Takim „martwym kapitałem” jest w dziedzinie mieszkalnictwa wszystko to co państwowe, komunalne etc. Mieszkańcy takich mieszkań nie mogą ich zastawić w banku czy nawet w pełni wyremontować- jest to nie ich własność, mają pewne prawa lokatorów i to w zasadzie wszystko.

To setki tysięcy lokali komunalnych, które w komunalnym władaniu wyglądają tak jak mieszkanie rodziców mojego przyjaciela- są slumsem bez łazienki i z piecem na węgiel, oraz 100-letnim, już cieknącym dachem. Na podwórku sterczy 80-letni trzepak, zabytek na serio wołający o objęcie go rejestrem zabytków. Niestety- ochrona zabytków to jacyś ewidentnie niedosłyszący ludzie. Część od lat nieremontowanych ulic jest już w „międzyczasie” około 90-letnimi zabytkami z nawierzchnią ulic i trotuarów rodem z lat 20-tych XX wieku. Apele o ich zachowanie jakby tylko rozwścieczały urzędników, czym prędzej zastępujących przedwojenne chodniki nowymi płytami i zalewających bruk asfaltem

Komunalne lokale i budynki mogą w ciągu dwóch-trzech lat wywędrować do właścicieli prywatnych w skali całego kraju. Taką reformę przeprowadzano m.in. w Wielkiej Brytanii. Wystarczy zapowiedzieć i przeprowadzić likwidację miejskich i komunalnych agencji zajmujących się zarządzaniem mieszkaniami. Nie wiem też czy dla polskiej armii jej wojskowe mieszkania mają jakąś wartość militarną- a po prostu od lat istnieje sobie spory sektor „mieszkań wojskowych”.

Nie jest to tak straszny proces- a umożliwi transfer niewykorzystanego majątku z rąk publicznych do rąk prywatnych. Lokatorzy którzy mieszkań nie wykupią, będą na przykład mieli nowych prywatnych zarządców ich mieszkań. Niestety, o reformie tego sektora niemal się nie mówi. A jej brak jest po prostu źródłem biedy.

A. Fularz 2012-2013

By